Koniec śmierci
- squareinfinity3000
- 25 mar 2021
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 17 wrz 2024
„Koniec śmierci” Cixin’a Liu jest ostatnim tomem z trylogii „Wspomnienie o przeszłości Ziemi”. Co do poprzednich dwóch tomów wyraziłam już swoje zdanie w starszych wpisach, do których serdecznie odsyłam (Ciemny las, Problem trzech ciał).
Na wstępie, jako ciekawostkę, mogę zaznaczyć, że „Koniec śmierci” klasyfikuje się do tzw. cegieł książkowych (w wydaniu REBIS ma aż 835 stron powieści!). Wyróżniam jednak dwa typy „kolosów literackich”. Pierwszy to taki, po którego przeczytaniu czuje się pewnego rodzaju pozytywny niedosyt - jak, na przykład, w „Diunie” Franka Herberta. Drugi natomiast, charakteryzuje się tym, że po zakończonej lekturze zastanawiamy się, dlaczego nie przerwaliśmy książki w połowie poświęcając ten czas na cokolwiek innego, bo i tak byłoby to bardziej wartościowe. W moim odczuciu, „Koniec śmierci”, skacze między pierwszym a drugim typem.

Rozpoczynając czytanie powieści żywiłam szczerą nadzieję i chęć, że i ona, jak poprzednie części trylogii, mnie zadziwi. Z początku rzeczywiście tak było. Wręcz groteskowy wstęp klarownie kontrastował ze stylem zaprezentowanym zarówno w „Problemie trzech ciał” jak i „Ciemnym lesie”. Podziałało to na mnie jak torpeda do pochłonięcia kolejnych stron. Szybko akcja nawiązała do początków całej Trylogii – pojawienia się w wiadomości publicznej informacji o inwazji kosmitów. Wprowadziła w nowy wątek w głównej mierze skoncentrowany na Cheng Xin i Yun Tianming i wrzuciła na głęboką wodę, bowiem tak długo „wyczekiwana” inwazja kosmitów ziściła się. Na tym chętnie bym zakończyła, ale… główna bohaterka powieści jest zbyt idealna, zbytnio podobna do wyidealizowanych postaci z seriali rozrywkowych. Niby popełnia błędy, ale wszyscy przyjaciele usprawiedliwiają jej działania…, niby zmaga się z konsekwencjami swoich działań, ale i tak nic one nie wnoszą do jej, jakże słodkiego, życia.
„Koniec śmierci” podzielony jest wewnętrznie na części spełniające funkcje rozdziałów książkowych. Tak więc, część V kończy się wręcz zbyt idealnie. Fizyczka wraz ze swoją przyjaciółką, wymyka się ostatecznej klęsce cywilizacji ziemskiej, i leci w otchłań wszechświata ku nieznanym przygodom, ale całość powieści kończy się dopiero… częścią VI. W finałowym rozdziale Cixin Liu zaciera wszelki ślady po wyidealizowanej bohaterce. Ale, jak wiadomo, wszechświat nie lubi pustki 😉. Zamiast przesłodzonego życia jest nieszczęśliwa miłość, utracona nadzieja i życie w śmierci czasu… Dodatkowo wszelkie emocje czytelnicze związane z postacią Cheng Xin wywracają się do góry nogami. Uwypuklona jest tragiczna młodość fizyczki, jej oddanie się misji ratowania ludzkości, dla której pozostawiła najbliższych, oraz jej wieczna samotność… De facto, to właśnie w tym ostatnim rozdziale, wszelkie z pozoru niepowiązane ze sobą wątki, badania czy odkrycia nabierają sensu.
Z tego powodu uważam, że nie da się „Końca śmierci” Cixina Liu zaszufladkować do biblioteczki „wyśmienita powieść” ani do „okropny wypluwek”. Znajduje się gdzieś pośrodku… pytanie tylko, czy jest to złoty środek?
Comments